Tęsknię za osobistymi blogami internetowymi. Kiedyś lubiłem śledzić i czytać blogi ludzi, którzy po prostu pisali o swoim dniu w pracy, opowiadali o swoim hobby, relacjonowali wycieczki i ciekawe wydarzenia czy pielęgnowali swoje ogrody i nikt nie sprzedawał książek, kursów ani poradników. Chyba jestem już za stary. Ogólnie brakuje mi dawnego internetu i do teraz nie zdawałem sobie z tego sprawy. Ludzie po prostu żyli i o tym pisali.
Właśnie w taki sposób chciałem prowadzić mojego bloga. Chciałem po prostu żyć i o tym pisać. To jest taka idea, żeby wszystko dokumentować i zapamiętywać, aby później podzielić się tym ze swoimi dziećmi, czytelnikami lub nawet sobą w przyszłości. Jak to się wszystko zaczęło?
Pewnego zimowego dnia stałem sobie przed domem i myłem kubeł na śmieci. Podczas wykonywania tej czynności wpadłem na genialny pomysł, aby malutki kawałek zieleni w centrum miasta, razem z tarasem, pustymi ścianami i parapetami przerobić na ogródek warzywny!
Było to zaraz na początku 2023 roku. Stałem z tym kubłem pośrodku pustego trawnika, wpatrując się w doniczki z uschniętymi kwiatkami z zeszłego sezonu, a zaraz obok rosły nikomu niepotrzebne krzaki. Uznałem, że dużo lepiej będzie wykorzystać tę przestrzeń na coś potrzebnego, coś, co da mi trochę satysfakcji!
Teraz podczas mycia kubła mogę wpatrywać się w rabarbar. Czyż to nie cudowne?
Oczywiście będąc mężem mojej żony, ojcem moich dzieci i właścicielem moich świnek morskich nigdy nie będę samowystarczalny pod względem warzyw z tak małym miejscem na ogródek. Nie o to jednak chodzi! Zdrowy styl życia, który mogę promować, świeże produkty, z których mogę się cieszyć i spędzanie czasu na świeżym powietrzu, czym mogę się rozkoszować – to główne cele tej idei.
Dodatkowo mogę zdobyć cenny zestaw umiejętności na wypadek apokalipsy zombie. Jeszcze jeden atut!
Po rozpoczęciu pisania miałem nagle pełno pomysłów na nowe i ciekawe tematy. O połowie z nich oczywiście od razu zapomniałem, a druga połowa wydawała mi się mało interesująca. Mimo wszystko po burzliwym posiedzeniu przed komputerem udało mi się napisać kilka wpisów, z których byłem zadowolony! Poniżej przypominam dwa z nich, z pewnością w przyszłości pojawi się więcej wspomnień.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, gdy już dotarło do mnie, że chcę założyć ogródek warzywny, była wyprawa do wnętrza domu i rozmowa z małżonką. Nie była to prosta, ani łatwa rozmowa. Małżonka uznała, że absolutnie nie mogę uprawiać warzyw w ogrodzie, bo przecież jestem zupełnie łysy!
Tak, był to argument nie do podważenia. Dyskusja, pomimo moich próśb i wyjaśnień, cały czas zataczała koło i dochodziła do momentu, w którym pozostawiony na słońcu zbrązowieję i wyrosną mi włoski. Druga opcja była gorsza, gdyż dostawałem udaru i umierałem, po czym zamieniałem się w zombie i rodzina musiała mnie rozczłonkować i zakopać w ogródku. Jednak jak to w starym dobrym małżeństwie poszliśmy na kompromis. Obiecałem, że nigdy nie wyjdę z domu bez nakrycia głowy, a moja lepsza połowa postanowiła samodzielnie o to zadbać i kupić mi elegancki kapelusz!
Wystawianie się na słońce nie jest zdrowe, chociaż koty są odmiennego zdania. Ale co one wiedzą? Niech się cieszą, póki mogą. Ja już mam wystarczająco zmarszczek.
Grzegorz! – tak zwraca się do mnie małżonka za każdym razem gdy wpadnę na fantastyczny pomysł. Tym razem dodała, że nie mogę iść do lasu i nakopać ziemi do naszych nowych doniczek, przy czym uparcie twierdziła, że w tej ziemi nic nie wyrośnie.
Zupełnie tego nie rozumiem, przecież drzewa rosną.
Podczas rozmowy wyszło jeszcze coś o robakach, które można przynieść do domu, czyli jednoznacznie sprawa przegrana. Jak już zrozumiałem, że nic nie zdziałam, pojechałem do sklepu ogrodniczego i kupiłem worek specjalnej ziemi do warzyw. Małżonka była zadowolona, a ziemi wystarczyło na całe 3 doniczki.
Tego dnia dokupiłem kolejne 19 worków.
Niestety, korzystając z wielu internetowych poradników jak pisać bloga, wpadłem w tworzenie bardziej bezsensownych niż ciekawych postów. Przestałem czerpać przyjemność z pisania, a na blogu pojawiały się teksty zbudowane nie dla czytelników, nie dla dzieci czy mnie w przyszłości, ale zgodne z procesem budowania ruchu z organicznych wyników wyszukiwania Google. Jak bardzo strasznie to brzmi, tak samo strasznie wyglądało.
Postanowiłem zacząć od początku, ale nie wyrzucę moich starych wpisów. Będę o nich od czasu do czasu przypominał, wybierając dla Was te lepsze, ciekawsze. Tymczasem kończę z czytaniem porad i przeglądaniem stron, które nic dobrego nie wnoszą do ciekawego blogowania.