W ilu miejscach pracowałem od ukończenia szkoły, chyba sam nie jestem w stanie policzyć. Wielkie firmy, zatrudniające setki osób, małe rodzinne biznesy z kilkoma pracownikami — przeszedłem przez to wszystko kilkukrotnie. Dwa razy nawet odważyłem się prowadzić własną działalność gospodarczą! Na przestrzeni 15 lat po maturze byłem kierowcą, sprzedawcą, magazynierem, parkingowym, brygadzistą, specjalistą, kierownikiem i freelancerem. Zabrzmi to trochę smutno, ale ani razu nie czułem, abym był na swoim miejscu. Gdziekolwiek nie trafiłem, w żaden sposób nie potrafiłem czuć się dobrze.
W końcu 10 lat temu zupełnie przez przypadek, włócząc się po świecie, znalazłem pracę, która mi pasuje. Co prawda tysiąc kilometrów od mojego rodzinnego miasta, ale w końcu robię coś, co sprawia mi przyjemność. Praca, nie współpracownicy! Jest kilka miłych osób, z którymi można dobrze żyć, ale większość to powiedzmy ludzie, z którymi niechętnie spędzałbym czas po godzinach. Po prostu pospolite chamy! Jeśli jeszcze tego nie zauważyliście, jestem dość nerwowy, szybko staję się porywczy i bywam impulsywny, a przy tym potrafię się zrobić całkiem głośny.
Każdego ranka, idąc do pracy, powtarzam sobie: wiem, co mam robić, robię to dobrze, zrobię swoje i nie będę się niepotrzebnie denerwował. Pięć minut później krew mnie zalewa! Na szczęście, lubię swoją pracę. Wiem, co mam robić i wiem, że robię to dobrze. Z pomocą, mniej więcej co dwa miesiące przychodzi czas wolny od świadczenia pracy — urlop! Czasem jest to tydzień, czasem dwa. Nie odpoczywam wtedy od pracy, odpoczywam od współpracowników. Tak, mam trochę doświadczeń życiowych wypełnionych ludźmi, od których trzeba odpocząć. Na szczęście, najbliższy urlop już za cztery tygodnie. Wytrzymam!
A teraz z innej beczki. Dziś po pracy razem z moją lepszą połową i dziećmi zorganizowaliśmy małą niespodziankę dla naszych świnek morskich. Kilka tygodni temu posiałem trawę w sporym pojemniku, żeby wyhodować dla nich świeży przysmak. Dziś nadszedł dzień degustacji! Obserwowanie, jak nasze małe, puchate stworzenia zajadają świeżutką trawę, jest szalenie relaksujące. Dodamy do tego głaskanie i otrzymujemy czystą słodycz! To dopiero relaks!
No cóż, gdyby tylko współpracownicy byli tak słodcy jak nasze świnki morskie, to może nie czekałbym z utęsknieniem na urlop. Do następnego wpisu!