
Ostatnie dwa dni były bardzo pracowite. Spędziłem z małżonką wiele godzin w sklepie ogrodniczym. Wspólne wypady do takich miejsc to zawsze wyjątkowe przeżycie – ja gubię się wśród kwiatków, a moja lepsza połowa przemyka między sadzonkami warzyw, które można już kupić do ogródka.
Moja lepsza połowa wybrała tym razem sadzonki sałaty lodowej i pietruszki naciowej, które trafiły prosto do jednej z naszych małych szklarni. Oby ładnie rosły! Ja natomiast, całkowicie pochłonięty sekcją kwiatową, zmagałem się z kwiatowymi dylematami. A kwiatków tam było bez liku. Tak przy okazji, lubię ten zwrot, jego odwrotność to — pod likiem, czyli nie za dużo, ale czym jest ów lik, tego do dziś nie wiem! To pytanie pozostanie na razie bez odpowiedzi, wnioskuję to po tym jak moja małżonka przewraca oczami za każdym razem, gdy zaczynam filozofować.
Wróćmy jednak do mojego ogródka. Nie mogłem się zdecydować i w końcu wziąłem 10 krzaczków bratków i 2 krzaczki pierwiosnków — oba w żółtych kolorach. Mam nadzieję, że te piękności niedługo zwabią biedronki. Raz w życiu widziałem jedną w moim ogródku, więc statystycznie rzecz biorąc, jestem na dobrej drodze do posiadania całej kolonii!
Oprócz tego nie mogłem oprzeć się bladoróżowej boronii. Może nie wyglądała spektakularnie, ale zapach miała tak obłędny, że musiałem ją mieć. Nie było innego wyjścia!

Ostatnie w koszyku wylądowały dwa ogromne krzaczki jasnych margaretek oraz jeden mały krzaczek różowych stokrotek. Ot, dla kontrastu!
Ogródkowe życie to ciągła walka – z pogodą, szkodnikami i własną, czasem nadmierną, ogrodniczą ambicją, ale jeżeli wszystko pójdzie dobrze, wkrótce mój mały skrawek zieleni stanie się jeszcze piękniejszy. I może, jeśli los się uśmiechnie, przyfrunie do niego więcej niż jedna biedronka!