Gdy tylko dotarło do mnie, że chcę założyć ogródek warzywny, pierwsze co zrobiłem, to wmaszerowałem do domu na negocjacje z małżonką. Nie były to łatwe rozmowy. Żona oznajmiła stanowczo, że absolutnie nie mogę uprawiać warzyw, ponieważ jestem łysy jak kolano! Tak, to był jej niepodważalny argument.
Mimo moich błagań dyskusja krążyła wokół dwóch czarnych scenariuszy:
- Zbrązowieję na słońcu jak pieczony kurczak, cudownie odrosną mi włosy i dopiero wtedy będę kwalifikował się do ogrodnictwa.
- Dostanę udaru, umrę, zamienię się w zombie i zmuszę rodzinę do rozczłonkowania i zakopania mnie właśnie w tym ogródku.
Ale jak to w dobrych małżeństwach bywa — znaleźliśmy kompromis: przysiągłem, że nigdy nie wyjdę z domu bez nakrycia głowy, a moja lepsza połowa łaskawie zajęła się kupnem mi niezwykle dystyngowanego kapelusza.
Wystawianie się na słońce nie jest zdrowe — chociaż koty stanowczo się z tym nie zgadzają. Ale co one tam wiedzą? Niech się cieszą, póki mogą. Ja i tak już mam wystarczająco zmarszczek.