Pławiłem się właśnie w ziołowej oazie, gdy przyszło olśnienie! Moje rośliny trzeba przyciąć i muszę kupić elektryczną suszarkę, bo nie ma poważnych ogrodników bez przesadnie drogich gadżetów!
Grzegorz! – ton żony sugerował, że to nie był tak genialny pomysł, jak myślałem. Wygłosiła prezentację o tym, dlaczego nie potrzebujemy kolejnego grzejącego się urządzenia w środku lata.
Po godzinach burzy mózgów, czyli mojego obrażania się, podczas gdy małżonka rozwiązywała problem, znaleźliśmy kompromis — wiszącą suszarkę.
Zwycięstwo. Uniknąłem rozwodu, a mięta nigdy nie wyglądała tak sucho!