Stałem tak, zachwycony rosnącym ogródkiem, gdy nagle je ujrzałem — maleńkie, czerwone kropki pokusy. Dłoń sama drgnęła, by zerwać choć jedną poziomkę!
Wtem, niczym w horrorze, rozległ się głos żony — nie waż się ich dotykać! Przez piękną chwilę myślałem, że krzyczy na dzieci. Ale nie. Jej spojrzenie było wymierzone prosto we mnie.
Te poziomki i truskawki są przeznaczone na wigilijny kompot, bo nic nie mówi — świąteczny nastrój — jak letni zbiór zamrożony na grudzień. Okazało się, że agrest też jest tabu. Dlaczego? Niejasne. Podejrzewam udział w tajemnym świątecznym rytuale.
Wycofałem się, upokorzony. Owoce przeżyły. Ale niech będzie wam wiadomo — w przyszłym roku zasadzę więcej owoców, specjalnie do podkradania.