Deszcz leje jak z cebra, a ja siedzę na tarasie i knuję. Jak podrasować mój mały ogródek na przyszły sezon? Plany mam tak wielkie, że aż się boję, co z tego wyjdzie. Połowę ogródka przekopię, wrzucę kartony, które przyciągną dżdżownice, dorzucę liści, trochę kompostu i innych cudów, żeby ziemia była pulchna i gotowa na wiosenne szaleństwo.
Grządki będą cztery, każda po około 2 m². Obok nich wcisnę jeszcze 6 tyczek na pomidory — jak się uda, to będę miał trzy razy więcej miejsca na warzywa niż teraz. Już mi się śni pomidorowy las!
Ale to dopiero początek. W planach mam nawadnianie kropelkowe. Wąż pocący pójdzie po wszystkich grządkach — oszczędność wody i podlewanie korzeni zamiast liści. Ekologia i wygoda w jednym, czyli pełna automatyzacja!
Mam też pomysł z gatunku — albo geniusz, albo szaleństwo — chcę na środku każdej grządki postawić karmnik dla dżdżownic. Tak. Karmnik dla dżdżownic. W angielskim to się nazywa — worm tower, ale ja nie będę niczego w ziemię wpychał. Mój karmnik będzie dumnie stał na powierzchni. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy na wiosnę.
Przechodzę do drugiej części ogródka. W kącie rośnie agrest i aronia, z brzegu wyskoczył rabarbar, a reszta to trawnik, który do kopania się nie nadaje — za płytko. Ale nie ma co płakać! Mam doniczki! I to nie byle jakie. Wcisnę tam 15–20 sztuk 30-litrowych, a na dwóch stojakach powieszę 32 małe, 1,5-litrowe.
Co ja z tym wszystkim zrobię? Jeszcze nie wiem, ale plany są. Za dwa miesiące ruszam z robotą!
2 odpowiedzi