Nie jestem osobą, która dużo mówi, ale postanowiłem podzielić się kilkoma historiami z mojego życia, a może przede wszystkim zapisać je dla przyszłych pokoleń. Mam nadzieję, że kiedyś, gdy moje dzieci będą starsze, będą mogły wrócić do tych opowieści i zrozumieć, kim był ich tata.
Choć dziś są w wieku buntu i mało co ich interesuje poza własnym światem, to ja doskonale pamiętam, jak sam byłem w ich wieku. Kto nie był nastolatkiem? Ja też kiedyś zbywałem historie rodzinne, a teraz wydzwaniam do moich 70-letnich rodziców, by dowiedzieć się więcej o przeszłości.
Ostatnio wpadło mi w ręce pudło pełne starych klisz, które dostałem od rodziców. Przeglądając je, natknąłem się na zdjęcia, które mnie zaskoczyły. Na jednym z nich, mam może roczek, siedzę zamknięty w kojcu zbudowanym przez moich rodziców. Kojec stał gdzieś na łące, zbity z desek i obszyty różnymi kocami. Widok tego zdjęcia sprawił, że uśmiechnąłem się i poczułem falę nostalgii.
Ale dlaczego moi rodzice zamknęli mnie w takiej klatce? To były lata siedemdziesiąte, konkretnie rok 1979 – zupełnie inne czasy niż teraz. Życie było prostsze, ale też bardziej surowe. Moja rodzina prowadziła hodowlę drobiu i każdy miał swoje obowiązki. Nie było czasu na zajmowanie się dziećmi przez cały dzień, a nas było wtedy dwoje – ja i mój o rok starszy kuzyn Marcin. Marcin, w przeciwieństwie do mnie, zawsze był grzeczny, potrafił znaleźć sobie zajęcie i spokojnie się bawił. Ja natomiast byłem dzieckiem, które ciągle gdzieś uciekało – czy to na boso po kamieniach, czy po rozpalonym asfalcie. Byłem niesforny i trudno było mnie upilnować.
Rodzice mieli ręce pełne roboty, a otoczenie nie sprzyjało temu, by zostawić mnie bez opieki. Dookoła hodowli były tylko pola pełne krów, lasy pełne lisów i poligon wojskowy, gdzie często odbywały się ćwiczenia. Ryzyko, że zrobię sobie krzywdę, było więc spore. I tak trafiłem do tego dziecięcego więzienia!
Z perspektywy czasu stwierdzam, że tamte wydarzenia miały swój urok, a prostota życia, choć momentami dziwna patrząc z dzisiejszego punktu widzenia, była też pełna szczerości i ciepła.
To tylko jedno z wielu wspomnień, które odnajduję, przeglądając stare zdjęcia. Wiele z nich przywołuje uśmiech, a niektóre skłaniają do refleksji. Cieszę się, że mam możliwość zapisywania tych historii i dzielenia się nimi, nawet jeśli moje dzieci nie są teraz nimi zainteresowane. Może kiedyś, tak jak ja teraz, będą chcieli wiedzieć więcej.
To tyle na dzisiaj. Do miłego następnego!