Przejdź do treści

Mroczna walka nr 1

tinygarden.me mroczna walka nr1

Zawsze zmagam się odważnie z codziennymi kłopotami, a największym problemem w moim życiu okazały się… mszyce! Wiem, to brzmi jak skromne wyzwanie dla kogoś, kto prawie został porzucony w lesie i omal nie walczył z niedźwiedziem, ale uwierzcie mi, te małe, bezmózgie szkodniki potrafią stworzyć prawdziwy chaos. Zaczęło się niewinnie — jedna mszyca na małej roślinie. Zupełnie niegroźne — pomyślałem — wyeliminuję to szybko i wrócę do swojego spokojnego życia. Ach, jak bardzo się myliłem!

Kiedy tylko postanowiłem użyć środków chemicznych, okazało się, że mszyce miały ukrytą supermoc. Nie tylko przetrwały atak, ale także wzmocniły się i zaczęły rozmnażać na potęgę. Mój ogródek zamienił się w pełnoprawne królestwo mszyc, a ja stałem się ich niewolnikiem. Zaczęły atakować wszystko, co miało liście. Moje rośliny przemieniły się w pustynię, a każde spojrzenie na nie skłaniało mnie do załamania. Ale nie poddałem się! Zadanie wydawało się niemożliwe, ale miałem zamiar walczyć do samego końca!

Zacząłem się bawić w biologiczne metody kontroli szkodników. Zakupiłem stado biedronek, myśląc, że ich apetyt na mszyce będzie nieodparty. Ale cóż, biedronki okazały się być leniwe i niezdyscyplinowane. Zamiast jeść mszyce, zaczęły opalać się na słońcu i przyjemnie odpoczywać na moich zniszczonych roślinach. To był pierwszy raz, kiedy poczułem nienawiść do tych owadów.

Nie pozostało mi nic innego, jak stawić czoła tym krwiożerczym potworom samemu. Uzbroiłem się w spraye, pułapki i wszelkiego rodzaju wynalazki, które obiecywały zniszczenie każdej mszycy. Walka trwała dni, tygodnie, a nawet miesiące. Moje ręce były pokryte wnętrznościami od tysięcy zgniecionych mszyc, a moje płuca miały zapach środków owadobójczych… nie zamierzałem się poddawać.

W pewnym momencie zrozumiałem, że mszyce mają jedną słabość — są zbyt pewne siebie. Uznałem, że muszę zagrać na ich psychologicznych słabościach. Zacząłem więc prowadzić rozmowy z mszycami. Tak, dobrze przeczytaliście — rozmawiałem z tymi maluczkimi, upartymi szkodnikami. Zaczynałem od dyplomacji, próbując przekonać mszyce, że jesteśmy w tym razem. Oczywiście, nie zrozumiały ani słowa, ale przekonywałem siebie, że to działa. Kiedy jednak okazało się, że ta metoda zawiodła, postanowiłem zmienić taktykę. Zostałem terroryzującym dyktatorem świata mszyc. Oświetlałem je latarką w środku nocy, puszczałem straszne dźwięki i groziłem im wygnaniem na zawsze. Nie przestraszyły się nawet trochę. Cholera, te mszyce mają stalowe nerwy!

Nadal nie miałem zamiaru się poddawać. Byłem zdeterminowany jak rozwścieczona osa, gotów na wszystko, by pokonać te skrzydlate paskudy. Zacząłem eksperymentować z domowymi metodami — cytrynowe zapachy, mieszanki czosnkowe, a nawet modlitwy do Patrona Ogrodników. Niestety, żadna z tych szalonych technik nie działała. Mszyce wydawały się być zahartowane jak najtwardszy żołnierz. Czy w ogóle wiedziały, że toczę z nimi bitwę? Tak oto, walczyłem z mszycami w moim własnym, niekończącym się dramacie. Niezależnie od moich wysiłków, nie dałem rady ich pokonać. Ostatecznie musiałem zdać się na profesjonalną pomoc i wezwać małżonkę.

Widzicie, nawet taki mistrz jak ja nie jest w stanie poradzić sobie z tym drobnym, ale upartym przeciwnikiem. Ale czy to oznacza, że się poddaję? Oczywiście, że nie! Biorę lekcje, uczę się cierpliwości i… no, może zastanowię się nad hodowlą kaktusów.

Autor

Cześć! Jestem Grzegorz, człowiek obdarzony tym absolutnie przeciętnym imieniem, które zupełnie nie odbiega od mojej osobowości. Prowadzę ten blog, gdzie dzielę się moimi niezwykłymi myślami, interesującymi tylko mnie i parę znajomych osób, które po godzinach próśb i nalegań wpadły tu na chwilkę. Więcej ⇢ O MNIE.

1 komentarz do “Mroczna walka nr 1”

  1. To najzabawniejsza wojna o jakiej czytałam :)))) ale z takim generałem jak profesjonalna małżonka, czekam na opis zwycięskiej bitwy :)))))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *