Jak zapewne powiedział kiedyś ktoś mądrzejszy ode mnie — wszyscy kochamy historie, w których ktoś wychodzi na głupka. A kimże ja jestem, by odmawiać nam wszystkim tej przyjemności?
Prośba o radę to coś głęboko ludzkiego, prawda? Zaczynamy pytać innych o zdanie dość wcześnie, bo czujemy potrzebę wsparcia. Z drugiej strony, rada to jedna z tych rzeczy, które ludzie dają nam niezależnie od tego, czy o nią prosimy, czy nie. Każdy jest ekspertem — zwłaszcza jeśli chodzi o twoje życie, twój ogródek albo wybór przekąsek niskowęglowodanowych.
Przez lata zostałem obdarowany istnym potopem nieproszonych mądrości. Większość z nich to, mówiąc naukowo, same bzdury. Ludzie są szaleni — często irracjonalni. Może nie wszyscy, ale większość. Uważaj. Mądre ostrzeżenie — bez dwóch zdań.
Wśród tej kakofonii dobrze, choć dziwnie intencjonalnego szaleństwa, jedna rada przetrwała próbę czasu. Nie pamiętam, kto mi ją dał, ale było to pod koniec lat 90. — w czasach, gdy rozmowa ze znajomymi odbywała się twarzą w twarz przed swoim domem.
Rada była prosta, elegancka i wypowiedziana z powagą.
Nie bądź głupkiem.
I tyle. To szczyt mądrości, jaki mi przekazano. Żadnej filozofii. Żadnych zagadkowych przypowieści. Po prostu trzy słowa — instrukcja obsługi życia.
I wiecie co? Od tamtej pory robię, co mogę, by się tego trzymać. Efekty, mieszane.
Więc proszę bardzo. Uniwersalna miara. Nie powstrzymało mnie to przed robieniem głupich rzeczy, ale czasem dało mi tę jedną, kluczową chwilę zawahania.