Wreszcie jakaś zmiana w pogodzie! Na razie ciepło i sucho, ale prognozy już ostrzegają, że to tylko chwilowa łaska niebios. Korzystam, zanim znowu zacznie lać jak z cebra!
Z nudów i ciekawości zrobiłem sobie testową — worm tower — czyli ten słynny karmnik dla dżdżownic, co to niby robi rewolucję w ogrodzie. Kupiłem półmetrową rurę, nawierciłem ją jak ser szwajcarski i zakopałem w kącie, gdzie rosną agrest i aronia. Tam i tak nic nie planuję, więc niech robaki mają swój klub nocny.
Na pierwszy rzut wrzuciłem resztki po świnkach morskich — nie, nie martwe świnki, tylko to, co im nie smakowało. Fenkuł, sałata, papryka, marchewka. Dorzuciłem kilka skórek od bananów i arbuza, wszystko wymieszałem z sianem i szarymi kartonami. I voilà! Albo jak mówią sąsiedzi zza miedzy — fertig! Teraz tylko obserwuję, czy robaki zrobią z tego kompostownię.
Mój jedyny, śliczny słonecznik zaczyna zrzucać płatki. Szykuje się łuskanie — czyli domowa wersja rosyjskiej ruletki — czy znajdziesz nasionko, czy nie?
A w ogródku? Kilka doniczek już opustoszało. I dobrze! Taka kolej rzeczy. Przekopane, nawiezione, czekają na wiosnę. Ja też czekam. Ale z herbatą!
5 odpowiedzi