Na wakacjach moja córka kupiła sobie pluszowego Labubu. Taki włochaty stworek z wielkimi uszami, oczami jak spodki i uśmiechem jak z koszmaru dentysty. I wtedy przypomniałem sobie, że od ponad stu lat w świecie zabawek co jakiś czas pojawia się taki diabelski przebój – maskotka, lalka czy figurka, która wywołuje u dzieci radość, a u części dorosłych – wizje końca cywilizacji.
W każdej dekadzie trafia się zabawka, która rzekomo psuje młodzież, deprawuje, odbiera niewinność i prowadzi prosto w objęcia Lucyfera. Dziś zabiorę Was w podróż przez ponad sto lat historii tych zabawek z piekła rodem – od niewinnego pluszowego misia po – no właśnie, Labubu!
Teddy Bear!
W 1907 roku pluszowy miś Teddy – urocza zabawka, która podbiła serca dzieci – stał się niespodziewanie przedmiotem gorącej debaty moralnej. Dlaczego? Bo zdaniem ówczesnych krytyków, miękki niedźwiadek zagrażał tradycyjnemu wychowaniu dziewczynek!
Przed erą pluszowych misiów dziewczynki bawiły się głównie lalkami niemowlętami, które miały je przygotowywać do przyszłej roli matek i gospodyń. Gdy jednak Teddy Bear trafił do sklepów, stał się hitem także wśród małych dziewczynek, które zamiast kołysać lalki, wolały przytulać niedźwiadki.
To wywołało prawdziwą burzę wśród części duchownych, którzy twierdzili, że:
- niszczy naturalny instynkt macierzyński, bo przecież niedźwiedź nie jest dzieckiem, więc dziewczynki nie uczą się opieki,
- psuje przygotowanie do roli matki, bo miś nie wymaga przewijania ani karmienia, tylko głaskania i noszenia,
- to nieodpowiednie dla przyszłych żon, bo zabawa z pluszakiem nie uczy prawdziwych obowiązków kobiet.
W niektórych kręgach konserwatywnych organizowano nawet kazania, przestrzegając przed zgubnym wpływem pluszowych niedźwiadków. Duchowni przekonywali, że zabawki powinny być praktyczne i edukacyjne, a nie po prostu miękkie i miłe w dotyku. Czyli zero przytulania, tylko symulacja życia w kuchni.
Barbie!
Gdy w marcu 1959 roku na targach zabawek w Nowym Jorku zadebiutowała pierwsza Barbie, nikt nie spodziewał się, że ta 29-centymetrowa lalka wywoła taką burzę. W przeciwieństwie do popularnych wówczas niemowlęcych lalek, Barbie miała dorosłe proporcje, makijaż i stylizację dorosłej kobiety – i to właśnie stało się źródłem ogromnych kontrowersji.
Barbie była inspirowana niemiecką lalką Lilli – postacią z komiksu dla dorosłych, sprzedawaną początkowo w sklepach tytoniowych jako gadżet dla mężczyzn. Gdy przeniesiono ten wzór na rynek dziecięcy, reakcje były gwałtowne:
- Konserwatywni rodzice krzyczeli, że to demoralizujące, bo lalka z makijażem i proporcjami dorosłej kobiety seksualizuje dzieci.
- Niektórzy duchowni twierdzili, że to narzędzie szatana, widząc w Barbie zagrożenie dla tradycyjnych ról płciowych. W końcu lalka nie uczyła opieki nad dzieckiem, tylko mody, kariery i niezależności.
- Pedagodzy alarmowali, że propaguje próżność, wskazując na niebezpiecznie wąską talię i niezdrowy wzór piękna.
Paradoksalnie, w latach 60., gdy świat zmagał się z rewolucją seksualną i walką o prawa kobiet, to właśnie Barbie budziła więcej emocji niż niektóre społeczne zmiany. Wiele osób wróżyło jej rychły upadek, ale stała się jedną z najpopularniejszych zabawek w historii. Dziś, po ponad 60 latach, wciąż budzi dyskusje – ale już nie jako szatański wynalazek, tylko kulturowy fenomen!
He-Man and the Masters of the Universe!
Gdy w 1983 roku na półki sklepów trafiły figurki z serii Masters of the Universe, a na ekranach telewizorów zadebiutował serial He-Man, nikt nie spodziewał się, że umięśniony bohater i jego magiczny miecz wywołają prawdziwą burzę. Dla dzieci była to ekscytująca przygoda pełna potworów i czarów, a dla niektórych dorosłych, niebezpieczna lekcja okultyzmu.
He-Man, jako bohater fantasy, sięgał po motywy znane z mitologii i literatury: magiczne przedmioty, przemianę słabego księcia w potężnego wojownika, walkę dobra ze złem. Dla konserwatywnych krytyków było to jednak coś więcej – propagowanie pogaństwa.
Przemiana księcia Adama w He-Mana po wypowiedzeniu zaklęcia „Na potęgę Posępnego Czerepu” budziła skojarzenia z rytuałami inicjacyjnymi. Niektórzy widzieli w tym nauki okultystyczne, zwłaszcza że sam zamek Posępnego Czerepu przypominał czaszkę – symbol śmierci i tajemnej wiedzy.
Skeletor jako diabeł? Postać głównego antagonisty, z jego demonicznym wyglądem i pragnieniem zdobycia mocy Posępnego Czerepu, była dla niektórych jawną alegorią szatana. W latach 80., gdy w USA trwała satanistyczna panika, takie skojarzenia miały poważne konsekwencje.
W 1984 roku powstał dokument „Deception of a Generation”, który oskarżał He-Mana o odciąganie dzieci od wiary w Chrystusa. Autor przytaczał historię dziecka, które miało krzyczeć: „He-Man jest panem wszechświata, nie Jezus!”.
Dungeons & Dragons!
W latach 80. Dungeons & Dragons nie było tylko grą – stało się kulturowym polem bitwy. Podczas gdy jedni widzieli w nim narzędzie rozwoju wyobraźni, inni dostrzegali bramę do piekła. A gdy pojawiły się figurki potworów, krytyka sięgnęła zenitu.
W latach 1984–1990 figurki z serii D&D, przedstawiające demony, smoki i nekromantów, stały się namacalnym dowodem rzekomego zła gry.
Kaznodzieje przekonywali, że to nie zabawki tylko narzędzia demonów, wskazując na podobieństwa między figurkami a pogańskimi idolami.
W niektórych kościołach organizowano rytuały oczyszczenia, podczas których niszczono zestawy D&D, traktując je jak przedmioty opętane.
Powstawały stowarzyszenia rodziców, które domagały się usunięcia gier i figurek Dungeons & Dragons ze sklepów, argumentując, że uwodzą dzieci ku mrocznym kultom.
Podczas gdy sama gra D&D była abstrakcyjna, bo wykorzystywała tylko kartki i kostki, figurki stały się fizycznym symbolem zagrożenia. Wzbudzały szczególny niepokój, bo przedstawiały bogów i demony, a malowanie figurek i nadawanie im imion to pierwszy krok do okultyzmu! Dodatkowo dzieci wymieniały się nimi na przerwach w szkole, co dla dorosłych wyglądało jak handel duchami.
Monster in My Pocket!
W 1989 roku na półki sklepów trafiły Monster in My Pocket – małe, jednokolorowe, gumowe figurki potworów, demonów i mitologicznych stworzeń, które zmieściłyby się w dziecięcej dłoni. Dla młodych kolekcjonerów były niesamowitą zabawką. Dla niektórych dorosłych – niebezpiecznym okultystycznym zagrożeniem.
Monster in My Pocket to seria ponad 100 figurek, wśród których znalazły się takie jak Cyklop, Meduza, Minotaur, Banshee, Wampir, Cerber, Dracula czy Frankenstein. Dla dzieci była to zabawa w kolekcjonowanie i wymianę, ale część rodziców i nauczycieli dostrzegała w tym coś więcej.
Konserwatywni krytycy, zwłaszcza w środowiskach religijnych, alarmowali, że to nie są zabawki ale demony. W niektórych katolickich szkołach w USA i Polsce wprowadzono zakaz przynoszenia figurek, uznając je za niebezpieczne duchowo.
Dzieci bawią się pogańskimi bóstwami – niepokój budziły figurki nawiązujące do mitologii greckiej czy nordyckiej, które w oczach niektórych były formą bałwochwalstwa.
Zakazany owoc smakuje jednak najlepiej. Im więcej dorosłych protestowało, tym bardziej figurki zyskiwały na popularności. W szkołach, gdzie Monster in My Pocket były zakazane, dzieci organizowały podziemny handel, wymieniając się potworkami po kryjomu.
Pokémon!
Gdy w 1996 roku Nintendo wypuściło pierwszą grę Pokémon Red & Green, nikt nie spodziewał się, że seria o łapaniu uroczych potworków wywoła jedną z największych kontrowersji w historii popkultury. Dla fanów była to niewinna zabawa w trenera. Dla krytyków – szatański podręcznik okultyzmu.
Protesty w USA i Europie wskazywały, że mechanika ewolucji Pokémonów uczy dzieci wędrówki dusz, sprzecznej z chrześcijaństwem.
W 2001 Arabia Saudyjska wydała fatwę zakazującą Pokémonów, twierdząc, że karty zawierają znaki masonerii, a także zachęcają do hazardu przez system wymiany.
W Polsce księża apelowali, by palić pluszaki i karty, argumentując, że Pikachu może odwodzić dzieci od Boga.
Dzieci kompletnie ignorowały demoniczne podteksty, skupiając się na rywalizacji i wymianie kart. W szkołach powstawały tajne kluby Pokémon. Tymczasem firma Nintendo zastąpiła termin „ewolucja” słowem „rozwój”, by złagodzić kontrowersje. W tym samym czasie Watykan wydał oświadczenie, że Pokémon to niewinna fantazja. Jednak nie przekonało to wszystkich! Choć dziś te zarzuty brzmią absurdalnie, to w latach 90. traktowano je śmiertelnie poważnie.
Hello Kitty!
W 1974 roku japońska firma stworzyła Hello Kitty – uroczą, białą kotkę z czerwoną kokardką, która podbiła serca dzieci na całym świecie. Jednak w pewnym momencie ta niewinna postać stała się przedmiotem mrożących krew w żyłach legend miejskich, łączących ją z siłami ciemności. Jak to możliwe, że słodka zabawka została oskarżona o bycie narzędziem szatana?
Główna plotka, która rozprzestrzeniła się w internecie, głosiła, że twórczyni Hello Kitty – rzekomo zrozpaczona matka – zawarła pakt z diabłem, aby uratować swoje umierające na raka jamy ustnej dziecko. W zamian miała stworzyć postać bez ust, która stałaby się globalnym symbolem oddawania czci szatanowi.
Czy twórczyni naprawdę zawarła pakt z diabłem? Absolutnie nie, a cała historia o diabelskim pakcie to wymysł internetowych teorii spiskowych, podsycanych przez niektórych duchownych.
W Polsce ksiądz Paweł Popielnicki, egzorcysta, nazwał Hello Kitty demoniczną zabawką, co spotkało się z szerokim echem w mediach, a serwisy internetowe rozpowszechniały tę historię jako „creepy story”, mimo że nie miała żadnych podstaw.
Historia o zabawce szatana jest po prostu bardziej ekscytująca niż nudna prawda o projekcie marketingowym. Taka, że Hello Kitty to po prostu urocza postać, która od dziesięcioleci przynosi radość dzieciom.
Huggy Wuggy!
W 2021 roku świat poznał Huggy’ego Wuggy’ego – niebieskiego, pozornie uroczego pluszaka z gry Poppy Playtime. Choć w grze jest on krwiożerczym potworem polującym na graczy, w realnym świecie stał się hitem wśród dzieci. I to właśnie to połączenie słodkiego wyglądu z mrocznym pochodzeniem wywołało globalną panikę wśród rodziców i pedagogów.
Huggy Wuggy to postać z survival horroru, przeznaczonego dla graczy powyżej 16. roku życia. W grze jest jednym z ożywionych eksperymentów fabryki zabawek, który ściga gracza, by go zabić lub pożreć. Jego wygląd – długie kończyny, szeroki uśmiech pełen ostrych zębów i czerwone usta – miał być ironicznym przeciwieństwem przyjaznych pluszaków.
Problem w tym, że dzieci, które nie powinny mieć styczności z grą, pokochały tę postać. Maskotki Huggy’ego trafiły do sklepów, a YouTube i TikTok zalewały filmy z jego udziałem – zarówno te z gry, jak i niewinne przeróbki, gdzie śpiewał piosenki o przytulaniu.
W Wielkiej Brytanii i Polsce nauczyciele zgłaszali, że dzieci bawiły się w Huggy’ego Wuggy’ego – mocno ściskały rówieśników, szepcząc im do ucha groźby.
Mimo że sama gra była oznaczona jako 16+, filmiki z Huggym łatwo znajdowały się w serwisach dla dzieci, np. obok bajek o Śwince Peppie.
Psychologowie podkreślali, że młodsze dzieci nie odróżniają fikcji od rzeczywistości. Przytulanie kojarzyło im się z bezpieczeństwem, a tu nagle przytulanka zabija – to mogło wywołać nocne koszmary. Freddy Krueger w wersji pluszowej.
Labubu!
W 2025 roku świat oszalał na punkcie Labubu – niewielkiego, włochatego stworka z ostrymi zębami i uszami jak u nietoperza, stworzonego przez hongkońskiego artystę. Choć dla większości to po prostu pluszowy kompan do tulenia, dla niektórych dorosłych jest to kolejny symbol zagrożenia moralnego.
Labubu wygląda trochę jak hybryda pomiędzy uroczym króliczkiem, a potworem z koszmarów – i to właśnie ten kontrast wzbudza mieszane uczucia. Niektórzy twierdzą, że dzieci bawią się w ciemne moce, inni widzą w nim tylko kreatywną zabawkę dla nowoczesnych rodziców, którzy chcą czegoś innego niż klasyczne pluszaki.
Tak naprawdę Labubu to kolejny rozdział w długiej historii zabawek, które prowokują dorosłych do paniki i straszenia końcem świata.
I tak dochodzimy z powrotem do Labubu mojej córki. Stoi teraz na półce w pokoju i patrzy na mnie tym swoim diabelsko-słodkim uśmiechem. Jeden z najbardziej demonicznych pluszaków wszech czasów!