TINY GARDEN

Cyniczny wobec życia, poważny wobec warzyw.

Pierwsze podejście!

No i stało się! Pogoda jak z folderu reklamowego, wolny dzień, więc, zamiast leżeć plackiem — wziąłem się za tę mniej wredną połowę ogródka. Trawnik? Prosta sprawa: kosiarka, nawóz i po robocie. Zielono i równo.

A doniczki, rabarbar i krzewy? Tu już nie było tak pachnąco. Bo jak ma być zdrowo, to musi śmierdzieć — taka ogrodnicza zasada. Poszły w ruch jesienne mieszanki suszonego obornika, czyli aromat, który odstrasza sąsiadów i przyciąga dżdżownice. Na to trochę mulczu, żeby nie było widać zbrodni, i gotowe. Skreślone z listy, ogródek przeżył, ja też.

Jedna odpowiedź