Pewnego razu w malutkim ogródku rosła pewna ambitna cebula. Marzyła, by zostać największą, najsmaczniejszą cebulą w mieście. Codziennie:
- Piła dużo wody, a nawodnienie cebuli to poważna sprawa.
- Wygłaszała motywacyjne przemowy do swoich korzeni.
- Opalała się na słońcu — na tyle, by nie płakać sama nad sobą.
Ale pewnego złowrogiego dnia, gdy podziwiała swoje bujne liście — nadeszła katastrofa. Przybył osławiony ślimak! Znany z pożerania całych grządek przed śniadaniem, otarł się, czym tam ślimaki się ocierają — na widok naszej bohaterki.
Przerażona, ale błyskotliwa cebula zrobiła to, co każda mądra roślina — wezwała ogrodnika Grzegorza. Ten wypadł z szopy, wymachując miotłą i krzycząc EXPECTO PATRONUM!
Ślimak wybałuszył oczy. Wykonał idealny zwrot i uciekł, zostawiając za sobą ślad egzystencjalnego przerażenia. Zwycięski duet świętował — zmuszając wszystkich do łez radości.
